piątek, 24 sierpnia 2018

Czy znacie Slendermana?

Ostatnia wizyta w kinie skłoniła mnie do napisania nowej recenzji, tym razem filmowej. Nie spodziewajcie się jednak typowego jak dla takich postów opisu filmu, czy opinii własnej, bo takie dzieło (do którego będę miała sentyment przez wiele lat, jak nie nawet do końca życia) zasługuje na coś innego oraz oryginalnego. Zobaczycie też, że Twór w reżyserii Sylviana White sam w sobie różni się od współczesnych horrorów, a źródłem jego fabuły jest intrygująca legenda z internetu. 

Slender man


To właśnie on będzie dzisiejszą gwiazdą recenzji. Również taki tytuł nosi horror, który miałam okazję obejrzeć w poniedziałek, w tym tygodniu. Dacie wiarę, że czekałam na ten film 8 lat? Zapytacie pewnie jak to możliwe? Chętnie wam odpowiem, ale żeby wszystko miało ręce i nogi, zacznijmy od początku. Kim lub czym jest Slender?

(https://www.spidersweb.pl/)

W późnych latach 80-tych XX wieku, w pewnym amerykańskim miasteczku, a także okolicach zaczęły znikać dzieci oraz nastolatki, pojedynczo, ale też całymi grupami. Nikt nie potrafił wyjaśnić tego koszmaru, policja była bezradna, gdyż na miejscach zdarzenia nigdy nie pozostawiono żadnych śladów ani poszlak. A jednak... 

Zwyczajny dzień w szkole, grupa młodzieży udaje się wraz z opiekunami na wycieczkę nieopodal lasu, który okala miasteczko. Niewinne przedsięwzięcie zamienia się w tragedię, gdy parę dzieci przepada bez śladu, nie wiadomo kiedy (prawdopodobnie odłączyły się od głównej grupy). Wezwani funkcjonariusze oraz opiekuni przeszukują najbliższe tereny, w tym las, jednak bezskutecznie. Historia się powtarza - brak śladów, dzieciaki przepadają jakby wyparowały. Po jakimś czasie od koszmarnego zajścia, jeden z opiekunów, który też wykonywał zdjęcia, przekazuje swoją fotografię zrobioną podczas felernej wycieczki, dla odpowiednich służb. Wszyscy są w szoku. Na zdjęciu oprócz idącej przed siebie młodzieży, w śród drzew widać jeszcze kogoś... Mężczyzna, nadnaturalnie wysoki oraz chudy. Jest ubrany w czarny garnitur, który zlewa się z czernią drzew na starej fotografii. Najbardziej jednak szokujące jest to, że postać nie ma zupełnie twarzy. Nie można dostrzec żadnego jej wyrazu, czy jakiegokolwiek jej elementu anatomicznego. 

W panice i przerażeniu, ludzie zaczęli odnajdywać również na innych, ostatnich zdjęciach swoich pociech tego samego mężczyznę. Zawsze skryty w cieniu, obok drzew, na placach zabaw, niedaleko szkół oraz przedszkoli. Informacje i plotki zaczynają krążyć wśród mieszkańców, a tajemniczą postać nazwano Slendermanem lub Slenderem (przez jego nienaturalnie rozciągniętą sylwetkę). 

Mówi się, że jeżeli go widzisz, to znaczy, że poluje na Ciebie. Na początku rozpoznawały go tylko dzieci, ale potem dorośli również zaczęli go dostrzegać wśród drzew, w pobliskim lesie. Jego ofiary przed zniknięciem śnią o nim w swych koszmarach oraz pogarsza się ich stan psychiczny. Oprócz tego, nasz jegomość zostawia w pobliżu kartki z tajemniczymi rysunkami...

Czy jakoś tak to leciało... No bo rzecz jasna to tylko i wyłącznie fikcyjna opowieść, tak zwana creepypasta. Pierwszy raz historyjka ta została upubliczniona na forum SomethingAwful. Oprócz tego jej autor, aby dodać nutę autentyczności, przygotował przerobione zdjęcia, które dodałam poniżej (dwie pierwsze). 

Czy jesteście wstanie odnaleźć Slendera? Sprawdźcie.

(http://pl.creepypasta.wikia.com/wiki/Slenderman)

(http://pl.creepypasta.wikia.com/wiki/Slenderman)


Po niedługim czasie Slenderman stał się "gwiazdą internetu". Nie dość, że był jedną z popularniejszych, fikcyjnych postaci na przeróżnych forach, a jego historia stawała się coraz głośniejsza, to w 2012 roku powstała o nim pierwsza gra komputerowa. Tytuł Slender: The Eigth Pages, królował między innymi na Youtube, ponieważ każdy na swoim gamingowym kanale chciał pokazać filmik, jak przechodzi "najstraszniejszą grę horror" próbując nie umrzeć na zawał. 

Gdy spojrzymy na obrazek poniżej (screenshot z gry), nie wydaje się jednak, że to może być w ogóle przerażające. Grafika nie była mocną stroną tej skromnej produkcji, ale klimat, MUZYKA oraz nieprzewidywalność rozgrywki brały górę i każdy kto chociaż trochę się wczuł, mógł poczuć wiele, niezbyt przyjemnych emocji, a po wszystkim spędzał nieprzespaną noc, pilnując oraz nasłuchując, czy przypadkiem Slender nie puka do jego drzwi. Zaraz po pierwszym tworze, zaczął się wysyp kontynuacji, czy modyfikacji gry. Slenderman straszył nie tylko w lesie, ale też w hospicjum, szpitalu, więzieniu, labiryncie, szkole oraz starych domostwach. Wykorzystując popularność nadnaturalnie wysokiego mężczyzny, powstały również jawne inspiracje, między innymi takie jak "Slendytubbies" (Tak...takie teletubisie, tylko, że straszne). Bardziej poważną, a przede wszystkim profesjonalniejszą grą o Slenderze była Slender: The Arrival, charakteryzowała się o wiele lepszą grafiką, ale też bardziej rozwiniętą fabułą. 

Jednak, czy starsza, czy nowsza gra, zawsze chodziło o to samo. Chodząc w mrokach nocy, z małą latarką, chodzimy po danym terenie i musimy znaleźć 8 kartek zostawionych przez Slendermana. Tylko w taki sposób uda nam się przeżyć. Zadanie na pozór łatwe, jednak sprawę utrudniał pojawiający się znikąd wysoki stwór, który potrafił zabić gracza w klika sekund. Jego obecnościom towarzyszyły zakłócenia pojawiające się na ekranie gry, gdy pojawiały się szare szumy...był blisko...

(http://slender-game.pl/)

Popularność gry postanowili w końcu wykorzystać filmowcy. Uwierzcie mi, od kiedy pierwszy raz usłyszałam o Slenderze, marzyłam, aby powstał na jego podstawie film! No i ten moment nastał w 2018 roku w sierpniu. Osobiście liczyłam na bardzo dużo od tej produkcji, chociaż wiedziałam, że może być kiepska...ale sentyment i miłość do Slendermana przyćmiła me oczy oraz racjonalne myślenie, a dzięki mojemu sentymentowi, w kinie oglądało mi się bardzo przyjemnie. 

Żeby nie było złudzeń: Film jako horror nie był zbyt straszny. Na próżno tu szukać nagłych, strasznych scen jakie fundują nam na przykład znakomite "Obecności", czy "Annabelle". Ta produkcja skupia się bardziej na pokazaniu psychozy jakiej doświadczają główni bohaterowie. To właśnie wyróżnia to dzieło od pozostałych. 

Jako "znawca" gier o Slenderze, dostrzegłam też w filmie wiele elementów z nimi związanych. Zaczynając od sceny z mrocznego lasu, gdzie aktorzy chodzą z dającymi słabe światło latarkami, obecnych karteczek z koszmarnymi rysunkami, aż po obraz starego, zniszczonego drzewa, które było jedną z lokacji w pierwszej grze. Końcowa scena, w której możemy podziwiać Slendera w całej jego krasie również bardzo mi się podobała, można powiedzieć, że satysfakcja 100%, dobry, poczciwy Slendy jakiego zapamiętałam. 

Jeśli chodzi o film, podsumowując: Moim zdaniem, większości wielbicielom horrorów może nie przypaść do gustu, ze względu na niższy "poziom strachu", jednak dla fanów gier, czy samej historii będzie oglądać się przyjemnie ze względu na odnajdywanie motywów i nawiązań zamieszczonych w produkcji.  Zaraz, zaraz...czy jedna z głównych aktorek nie wygląda jak dziewczyna z pierwszego zdjęcia z creepypasty? Ta w czarnych włosach, ciemnej bluzce i jasnych dzwonach, na wprost. Sprawdźcie ;)

(https://www.dreadcentral.com/)


Robiąc research o Slenderze w internecie, trafiłam też na ciekawy artykuł z antyradia, który miał miejsce po światowej premierze filmu. 

Faktycznie kiedy ogląda się zwiastun, a potem całość, można zauważyć, że kilka scen brakuje. Na początku myślałam, że reżyserowi po prostu nie spodobały się pewne fragmenty, więc je usunął z oficjalnej taśmy. Okazuje się jednak, że zgubione urywki były, uwaga, zbyt straszne! Zbyt straszne, to znaczy nieodpowiednie dla młodzieży. Wytwórcy chcieli dotrzeć do jak największej liczby odbiorców, dlatego musieli usunąć sceny nieodpowiednie dla młodszych widzów. Chcieli dobrze, no ale wyszło, jak wyszło. Film pierwotnie mógł być o wiele lepszy i straszniejszy, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz... Prawdopodobnie reżyser musiał tak zrobić również ze względu na tragedię która miała miejsce w 2014 roku w Ameryce, jednak to już doczytacie sobie w tym artykule

Ten post jest i tak już wystarczająco długi...z resztą jak zwykle! Chyba już mnie znacie prawda? Osobiście zachęcam was do obejrzenia tego filmu, żebyście sami mogli ocenić. Szczerze muszę przyznać, że o ile w kinie podczas filmu się nie bałam, tak po powrocie do domu każdy cień w pokoju wyglądał jak Slender, a przy każdym niezidentyfikowanym dźwięku omal nie umierałam na zawał podejrzewając, że to już koniec i nigdy nie zagram na skrzypcach.

A czy wy znaliście Slendera? Czy może dopiero macie z nim do czynienia pierwszy raz? Napiszcie, czy graliście w gry :) Ja miałam swój krótki i straszny epizod razem z moją przyjaciółką Marzenką (pozdrawiam Cię ♥)

Do następnego! 👻


piątek, 17 sierpnia 2018

"HEX" - Zniewoleni przez strach (recenzja)

Dzisiaj (nareszcie!) przychodzę do was z małą nowością dla mnie, ale nie nowością w świecie literatury horroru.

Nowość dla mnie, ponieważ to moja pierwsza poważna recenzja książki (jakiejkolwiek). Dlatego wszelkie uwagi i opinie mile widziane w komentarzach!

Słowem jeszcze krótkiego wstępu, co do książki, mam już ją na swojej półce jakiś czas, jednak dopiero niedawno ją ukończyłam. Piszę więc, można powiedzieć, na świeżo.  Miłego czytania!

(fotografia własna)


Opis książki

Błyskotliwy horror, stanowiący połączenie klimatu niesamowitości z okultystyczną tajemnicą z przeszłości.

Ktokolwiek się tutaj urodzi, musi już tu pozostać do śmierci. Ktokolwiek się tu przeprowadzi, nigdy już tego miejsca nie opuści. Witamy w Black Spring, malowniczym miasteczku w dolinie rzeki Hudson, prześladowanym przez wiedźmę z Black Rock, kobietę, która żyła w siedemnastym wieku i której usta oraz oczy są zaszyte. Milcząca, krąży po ulicach miasta i kiedy chce, wchodzi do domów, które sama sobie wybiera. Nocami bez końca wystaje przy dziecięcych łóżkach. Wszyscy wiedzą, że jeśli kiedykolwiek otworzy oczy, konsekwencje mogą być straszliwe...

Dorośli obywatele Black Spring dobrowolnie nałożyli na siebie kwarantannę, używają najnowocześniejszych technik, żeby nie dopuścić do ujawnienia klątwy, ciążącej nad miastem. Ale sfrustrowani taką sytuacją nastoletni chłopcy postanawiają złamać rygorystyczne zasady w Black Spring i zbuntować się przeciwko bezustannej udręce. jednak ich sprzeciw wkrótce pogrąży miasto w spirali średniowiecznych praktyk z zamierzchłej przeszłości...


Opinie innych twórców

"HEX przyprawia o gęsią skórkę, wciąga od pierwszych stron i jest niezwykle oryginalny. To jeden z najlepszych horrorów 2016 roku". 
George R.R. Martin


"To jest totalnie, błyskotliwie oryginalna książka".
Stephen King


"HEX jest reminiscencją najlepszych powieści Stephena Kinga; nie potrafię sformułować  większej pochwały. To książka mrożąca krew w żyłach, poruszająca i...głęboka". 
John Connolly


"HEX wynosi gatunek literacki, jakim jest horror, na nowy poziom".
Sarah Lotz


"Jedna z najoryginalniejszych, najinteligentniejszych i najbardziej przerażających powieści, które zostaną opublikowane w XXI wieku!"
"New York Journal of Books"


"Gratka dla fanów opowieści z dreszczykiem. Lektura sprawia, że czujesz niepokój ilekroć zapada zmrok". 
Carla Mori,
autorka powieści Kostuszka


"Thomas Olde Heuvelt błyskotliwie łączy cienie mrocznej przeszłości z nie mniej mroczną współczesnością, by w przewrotny sposób przypomnieć najważniejszą z prawd, którą odkryła dla nas literatura grozy: że z całego monstruarium świata najgorszym z potworów zawsze jest człowiek".

Wojciech Gunia,
autor powieści Nie ma wędrowca


(fotografia własna)


Moja opinia

Śladami S.Kinga

Własną opinię pozwolę sobie zacząć od nawiązania do Króla Horrorów - Stephena Kinga. Odwołując się do wcześniej zamieszczonego komentarza Pana Johna Connolly, przyszło mi na myśl, że faktycznie zauważyłam pewne podobieństwa, a raczej inspiracje oraz odniesienia do dzieł stworzonych przez Kinga. Niekoniecznie chodzi mi o styl pisania, chociaż każdy "horrorystyczny" pisarz zawsze w jakimś stopniu chce brzmieć i pisać jak on. Ba, nawet ja pisząc cokolwiek, marzę, aby chociaż w jednej tysięcznej procenta, moje wypociny wyglądały jakby pisał je mistrz grozy. Thomas Olde Heuvelt korzysta jednak ze swoich pisarskich zdolności, a pozwala do swojej oryginalnej historii wpleść motywy znane wszystkim fanom Stephena Kinga:

Pierwsze co rzuca się w oczy to istotna rola młodzieży w powieści, grupa wiekowa ta jest napędem do kolejnych wydarzeń fabularnych w książce. Oprócz tego znalazło się miejsce dla niebezpiecznych, ogromnych szczurów, które w HEX'ie mają swoje skromne 2 minuty. Najważniejsze jednak jest tutaj przedstawienie histerii tłumu. Stephen King swoje umiejętności przedstawienia ogromnej, porywającej histerii ludzkiej, udowodnił w powieści "Sklepik z marzeniami", która swoją drogą jest moją najukochańszą, najulubieńszą. Moim zdaniem Heuvelt poradził sobie tak na "okay" z tym zadaniem, jego "rozjuszony tłum" niestety mnie nie porwał. Ale, w jego historii odnalazłam coś, czego bardzo mi brakuje czasem w Kingowskich książkach - czystość horroru, czysty strach, przerażenie. Trzeba przyznać, że Stephen ma predyspozycje do dużego fantazjowania, a jego grozie bliżej niekiedy jest przez to do fantastyki.  

Tutaj mamy do czynienia z mocnym, współczesnym horrorem oraz wybitną, oryginalną fabułą, w której możemy odnaleźć nawiązania do specyficznych zachowań oraz psychiki ludzkiej. 

W poszukiwaniu głębi

Pamiętacie jak nauczycielki języka polskiego wpajały nam interpretację różnych dzieł, gdzie wydawałoby się, że nie ma w nich nic szczególnego, a ta cała otoczka to tylko jakieś wymysły zbyt mądrych głów? Nie było to zbyt przyjemne, jednak czytając tą książkę można doszukać się ciekawych metafor, mądrze ukrytych porównań i powiązań. Warta uwagi jest postać samej czarownicy, jej rola w opowieści, jej wygląd, zachowanie i oddziaływanie na mieszkańców miasteczka Black Spring. Jeżeli będziecie sięgać po tą książkę, zachęcam was do odnajdywania takich właśnie ciekawostek. Historia ta jest ambitna, nazwanie jej odmóżdżaczem jest tutaj niemile widziane. 

Historia alternatywna 

Na końcu książki jest rozdział ze słowami od autora. Są w nim podziękowania dla poszczególnych osób, ale również informacja, że pierwotnie opowieść rozgrywała się zupełnie gdzie indziej oraz, że było zupełnie inne zakończenie! Książkę, którą trzymałam w dłoni i zapewne wy też jeżeli już ją czytaliście, jest nową odsłoną starej opowieści pisarza. W rozdziale autor zdradza nam, że miał okazję ją zmienić, więc to zrobił. Powiem wam jednak szczerze, że gdy wyobraziłam sobie fabułę książki w zupełnie innej (starej) odsłonie, możliwe że spodobałaby mi się o wiele bardziej (chociaż kto wie jakie było wcześniejsze zakończenie, tylko Holendrzy wiedzą). Poprzednio akcja powieści rozgrywała się w małym holenderskim miasteczku, a nie w amerykańskim. Zmienił się trochę charakter bohaterów, zmienił się trochę klimat. Osobiście z chęcią przeczytałabym tą poprzednią wersję, te chłodne klimaty idealnie pasowały by do charakteru powieści. 

Podsumowując 

HEX to mocny, oryginalny oraz współczesny horror. Nie jest moją ulubioną opowieścią, ale zdecydowanie najbliżej jej do typów horrorów, które uwielbiam. Fabuła ma ręce i nogi, jest ciekawa, znajdziemy w niej wiele okultystycznych motywów, poznamy pierwotne lęki i okrucieństwo czające się w ludziach. W wielu momentach byłam zaskoczona tokiem fabuły, to znaczy nie było nudno oraz przewidywalnie. Koniec niczym za bardzo się nie wyróżniał, co nie zmienia faktu, że był w porządku, a także skłaniał do refleksji. Jak dla mnie mocne 9 na 10! Polecam każdemu. 

Na fabule się nie skupiałam, bo bałam się, że za dużo wam zdradzę! Wiecie, że jak się rozpiszę to tekstu nie ma końca! Dajcie znać, czy formuła wam się podoba, może pisać więcej o fabule? Pozdrawiam wszystkich serdecznie i do następnego postu! 👻

środa, 8 sierpnia 2018

Trzy pokolenia na Babiej Górze

Dzisiaj jest dzień leniwy, dzisiaj jest dzień leżenia w łóżku, oglądania filmów i jedzenia słodyczy. Dzisiaj jest również dzień lekkiego pisania, aczkolwiek do stworzenia tego postu tak czy siak muszę dostać się do odległych wspomnień znajdujących się w zakamarkach mojego umysłu. Mam nadzieję, że nie będzie mnie od tego bolała głowa. 

Dzisiaj opowiem wam o mojej wyprawie na Babią Górę podczas jednych z wakacji. Zróbcie sobie herbatkę albo może lepiej napój mrożony w te upały? Usiądzie sobie wygodnie, bo sami wiecie... Jak ja się rozgadam to już trudno mi przerwać. Nie martwcie się jednak, między ścianami tekstu wstawiam moje ulubione fotografie z wyprawy dla urozmaicenia. Tak jak ja wchodząca na górę, tak wy możecie zrobić sobie przerwę między jednym akapitem, a drugim i podziwiać widoki. 

Zaczynajmy! 


Wyprawa na Babią Górę odbyła się w 2016 roku, kiedy to ja, moja mama oraz babcia pojechałyśmy  na trzy dni do Zawoji - jednej z najdłuższych wsi w Polsce. 

Zaczęło się zupełnie niewinnie, nawet miejsce naszej podróży na początku było inne. 

Pamiętam jak mama zawołała mnie do pokoju i oznajmiła, że jedziemy na krótkie wakacje we trzy. Nie pamiętam już tak naprawdę, gdzie miałyśmy pierwotnie się wybrać, ale ucieszyłam się na tą wiadomość, bo nigdy nie wyjeżdżałyśmy w dalsze podróże w takim składzie. 


Wtedy mnie natchnęło, że może to idealny czas na odwiedzenie jednego z ciekawszych wzniesień w Polsce - Babiej Góry? Z początku moja propozycja nie została przyjęta tak optymistycznie. Zupełnie różniła się od pomysłu mojej mamy. "Tak daleko? W takie wysokie góry z babcią? Same w nieznane?". Mama zdecydowanie chciała bliższe góry, łagodniejsze. Po czasie jednak prawdopodobnie skumała o co mi chodzi, bo na następny dzień, rano poinformowała mnie, że jedziemy w Babiogórskie. 


Ale o co mi tak naprawdę chodzi? Dlaczego ta Babia Góra? Co w niej takiego niezwykłego? Co ja się tak uparłam? 

Każdy żądny przygód człowiek, lubujący się w różnych legendach oraz tajemnicach zna to miejsce. Ja również słysząc o nim pierwszy raz, zamarzyłam, aby kiedyś móc je odwiedzić. Pozwólcie, że wspomogę się informacjami zaczerpniętymi z internetu. 

Babia Góra (inaczej też zwana Diablakiem) jest jednym z najwyższych i całkiem trudnych do zdobycia szczytem, należy do Korony Gór Polskich. Na pewno jedną z cech, przez którą można spotkać się właśnie z takimi opiniami, jest występująca tam, bardzo kapryśna pogoda. Z tego powodu góra nazywana też jest często Matką niepogód lub Kapryśnicą. Nie raz zdarzały się tam wypadki, zaginięcia, dlatego też przed wyprawą warto się odpowiednio przygotować. 

Oprócz tego sam szczyt związany jest z wieloma legendami, nierzadko mówi się również, że góra jest nawiedzona. Opowieści są różne: o rozbójnikach niegdyś tam panujących, o czarownicach, które spotykały się tam podczas sabatów, no i oczywiście o nieczystych mocach tam występujących, czartach i diabelskich postaciach. Długo można by było pisać, więc jeżeli chcecie poznać więcej szczegółów to odsyłam was do Górskiej Leśniczówki i do jednego z artykułów na Onecie.

Sami widzicie, że miejsce to gratka dla miłośników tajemnic, przygód. 

mama Anna

Ja, razem z moją wiedźmowatą rodziną również nie mogłam zostawić tego tak obojętnie. Moja żądza przygód ciągnęła mnie w to miejsce niemiłosiernie, mama rozgryzając moje intencje sama też zainteresowała się tematem, szczególnie gdy powie się jej "a wiesz, że ponoć sabaty się tam odbywały?". Babci oczywiście wszystko obojętnie, ale kto wie co tak naprawdę jej po głowie chodziło? Niby twardo stąpająca po ziemi, ale swoje tajemne tajemnice ma, które nie zdradza nigdy nikomu. Nasz dawny cel wycieczki bardzo szybko poszedł w zapomnienie, wszystkie jednogłośnie i bez sprzeciwu pozwoliłyśmy, aby Babia Góra stała się naszym gwoździem programu. Wystarczył tylko jeden mały impuls ;). 

babcia Teresa

Pierwszego dnia pobytu wybrałyśmy się na Diablaka. Plan był dosyć łatwy: idziemy ile możemy, babcię zostawiamy w schronisku na piwko, aby mogła wypocząć, a ja z mamą kontynuujemy podejście na szczyt. Ubrane w wygodne ciuchy, w porządnych butach (to jedynie stanowiło nasze "dobre przygotowanie"), z małymi plecakami wyruszyłyśmy z rana. 

Okazało się jednak, że odstawienie babci na piwo nie było takim łatwym zadaniem. Trzeba przyznać, że upartość mam odziedziczoną właśnie po niej, z resztą tak samo jak mama - jej córka. Jestem bardzo dumna z mojej Tereski, bo razem z nami weszła na sam szczyt, wspinając się po niekiedy naprawdę stromych szlakach (takimi z łańcuchami!). Jedyne co jej do szczęścia było potrzeba to solidny kij, którym mogła się podpierać. Jak to możliwe, że w takiej drobnej kobiecie drzemało tyle siły?

ja 😂

Trzeba jednak przyznać, że Kapryśnica w ten dzień była po naszej stronie. Pogodę miałyśmy fantastyczną, ani jednej chmury na niebie, słonecznie, ciepło (wysoka temperatura czasem przeszkadza w wędrowaniu, ale w tym przypadku było przyjemnie). Przez całą drogę nic się nie zmieniło, Baba okazała się być łaskawa dla trzech podróżniczek. 


Na szczycie trochę odsapnęłyśmy, zjadłyśmy po wafelku w rozpuszczonej czekoladzie. Podziwiałyśmy widoki oraz porobiłyśmy zdjęcia. Mamy jedno wspólne, gdzie jesteśmy trzy, ale powiem wam, że to chyba najmniej korzystne zdjęcie jakie mamy, więc pozwólcie, że odpuszczę wam ten widok 😃.


Szlak, widoki i sama góra jest przepiękna. Mimo wielu turystów oraz wędrowców jest zachowany porządek i czystość. Po jednej stronie rozpościera się widok polskich miasteczek, wsi, a po drugiej łańcuch słowackich gór. Podejście nie jest wcale złe, przez dłuższy czas idzie się w lesie co zapewnia cień, dalej czeka trochę więcej wspinaczki, ale skoro moja babcia niczym kozica górska potrafiła to przejść, to myślę, że nie jest tak źle. Na pewno dużym czynnikiem ułatwiającym wejście była pogoda, która dopisała 10/10. 


I właśnie w ten sposób panna, matka oraz starowina - trzy pokolenia wiedźmiej szajki, znalazły się na szczycie Babiej Góry. Dopiero ostatnio uświadomiłam sobie jak symboliczne znaczenie miała dla nas ta wyprawa. Oczywiście, do czczenia czarcich wymysłów jest nam bardzo daleko, trzeba jednak przyznać, że miejsce ma w sobie moc oraz energię. Jest tam pięknie, zabiera dech w piersiach, siadając na jednych z licznych kamieni/ruin, legendy stają się realne i namacalne. Rozbójników oraz upiorów brak, co pozwala na delektowanie się krajobrazami, a także wypoczynkiem po przebytym szlaku. Pamiętam, że wędrówka ta dała mi wiele satysfakcji. Babcia na następny dzień miała niesamowite zakwasy, powtarzała w kółko, że Baba ją pokonała, ale ja twierdzę wręcz odwrotnie. To ona została zdobyta, zapraszając nas piękną pogodą i przepiękną naturą, która ją otaczała. 


Jeżeli będziecie mieć okazję (i odwagę 😉) podejść na Diablaka to zróbcie to bez wahania. Nie zawiedziecie się! Nam tylko pozostaje zaplanować wyprawę na Łysą Górę (tam to dopiero będzie). 

Podzielcie się ze mną waszymi wyprawami w góry, waszymi wakacjami. Może byliście na Babiej Górze w te wakacje? Czy coś się tam zmieniło? 

Ja tym czasem idę coś obejrzeć, a może poczytać? Do następnego postu! 💛🌄


czwartek, 2 sierpnia 2018

402 horrory, które postanowiłam obejrzeć

Pisałam post o czerwonym księżycu, którego można było oglądać 27 lipca, w piątek. Przez jednak bardzo niefortunny przypadek go usunęłam (nie pytajcie jak to zrobiłam) , a że byłam przy końcówce to za Chiny nie zmusilibyście mnie do pisania tego od nowa. 

Chciałam opisać mój drugi w życiu sabat - Lammas, który przyjmuje się na 1 sierpnia. Jednak i tutaj nie ma co się produkować, bo jak się okazało, z hucznego świętowania nic nie wyszło, a skończyło się na skromnym wieczorze wśród świec, kadzideł i kolorowych flamastrów, których zawsze używam do ozdabiania, gdy piszę w mojej księdze cieni. Jednak spokojnie, Lammas nie zając, pierwotnie obchodzi się go w dniu zbiorów, a te mogą występować różnie, dlatego dam sobie jeszcze szanse. 

Miałam odpoczywać i mieć na wszystko wywalone, a latam z kartonami jak głupia, wypakowuję, układam, wywalam stare rzeczy. Między jednym a drugim boxem gotuję obiady, wychodzę z psem, robię z ciocią treningi. Gdzie tu czas na słodkie lenistwo i nicnierobienie? 

Na szczęście podczas sprzątania w biurku, znalazłam kilka fajnych, starych rzeczy z moich jeszcze niedawnych, ale też i wczesno nastolatkowych czasów. Odkopałam między innymi moje stare rysunki oraz zapisane śmieszne cytaty mojego dawnego nauczyciela od matematyki, które notowałam na każdej lekcji (wszystko było wtedy ciekawsze niż nauka). Jednak do nabazgrania tego postu natchnęło mnie jeszcze coś innego, mianowicie sporządzona przeze mnie i przez moją przyjaciółkę lista horrorów, które chciałyśmy obejrzeć w liceum. 

Jak to wyglądało? Z zeszytu formatu B5 wyrwałyśmy podwójną kartkę, weszłyśmy na wszystkie filmowe strony jakie się dało i wchodząc na dział horrorów, czytałyśmy wszystkie opisy po kolei, wybierając te, które nas interesowały. Następnie wpisywałyśmy je na listę. Część z tych filmów udało nam się wspólnie obejrzeć. Zaznaczałyśmy takie na niebiesko, a obok tytułów stawiałyśmy minki (smutna, skrzywiona i wesoła) w zależności od tego jak nam się podobał. Czasem trafiały nam się super odkrycia, a czasem totalne gnioty. 

Jako że filmów na liście jest około 402 (bo to największy numerek, który udało mi się zobaczyć między tymi bazgrołami), dużo pozycji zostało jeszcze nie obejrzanych. Postanowiłam to nadrobić! Nic nie sprawia mi większej radości, niż włączenie sobie horrorka. Czy uda mi się zrealizować plan w jeden miesiąc? Zakładam, że nie, ale zawsze to jakiś pomysł na spędzenie leniwie dnia (czego bardzo, bardzo mi trzeba). 

Poniżej przedstawiam wam całą listę! Jeżeli się rozczytacie może wyłapiecie coś dla siebie? Nie skupiałyśmy się tylko na "amerykańskich" produkcjach. Widnieją również tutaj tytuły azjatyckie, bardziej egzotyczne, mało znane. Tak jak wcześniej mówiłam: wszystko co dało się znaleźć! 





Jeżeli widzieliście niektóre z tych filmów to koniecznie dajcie znać, czy wam się podobały! 

Myślę, że ta lista zapewni mi kilka postów na bloga, bo od czasu do czasu na pewno jakieś recenzje się pojawią, super hity lub super gnioty. Możecie zadecydować, które z nich mają się pojawić jako pierwsze ;). 

W przygotowaniach jest również nowy, bardziej konkretny post, w sam raz dla początkujących czarownic (jak ja). Do zobaczyska w następnym poście! ♥




Szukaj na tym blogu

Warto przeczytać