środa, 8 sierpnia 2018

Trzy pokolenia na Babiej Górze

Dzisiaj jest dzień leniwy, dzisiaj jest dzień leżenia w łóżku, oglądania filmów i jedzenia słodyczy. Dzisiaj jest również dzień lekkiego pisania, aczkolwiek do stworzenia tego postu tak czy siak muszę dostać się do odległych wspomnień znajdujących się w zakamarkach mojego umysłu. Mam nadzieję, że nie będzie mnie od tego bolała głowa. 

Dzisiaj opowiem wam o mojej wyprawie na Babią Górę podczas jednych z wakacji. Zróbcie sobie herbatkę albo może lepiej napój mrożony w te upały? Usiądzie sobie wygodnie, bo sami wiecie... Jak ja się rozgadam to już trudno mi przerwać. Nie martwcie się jednak, między ścianami tekstu wstawiam moje ulubione fotografie z wyprawy dla urozmaicenia. Tak jak ja wchodząca na górę, tak wy możecie zrobić sobie przerwę między jednym akapitem, a drugim i podziwiać widoki. 

Zaczynajmy! 


Wyprawa na Babią Górę odbyła się w 2016 roku, kiedy to ja, moja mama oraz babcia pojechałyśmy  na trzy dni do Zawoji - jednej z najdłuższych wsi w Polsce. 

Zaczęło się zupełnie niewinnie, nawet miejsce naszej podróży na początku było inne. 

Pamiętam jak mama zawołała mnie do pokoju i oznajmiła, że jedziemy na krótkie wakacje we trzy. Nie pamiętam już tak naprawdę, gdzie miałyśmy pierwotnie się wybrać, ale ucieszyłam się na tą wiadomość, bo nigdy nie wyjeżdżałyśmy w dalsze podróże w takim składzie. 


Wtedy mnie natchnęło, że może to idealny czas na odwiedzenie jednego z ciekawszych wzniesień w Polsce - Babiej Góry? Z początku moja propozycja nie została przyjęta tak optymistycznie. Zupełnie różniła się od pomysłu mojej mamy. "Tak daleko? W takie wysokie góry z babcią? Same w nieznane?". Mama zdecydowanie chciała bliższe góry, łagodniejsze. Po czasie jednak prawdopodobnie skumała o co mi chodzi, bo na następny dzień, rano poinformowała mnie, że jedziemy w Babiogórskie. 


Ale o co mi tak naprawdę chodzi? Dlaczego ta Babia Góra? Co w niej takiego niezwykłego? Co ja się tak uparłam? 

Każdy żądny przygód człowiek, lubujący się w różnych legendach oraz tajemnicach zna to miejsce. Ja również słysząc o nim pierwszy raz, zamarzyłam, aby kiedyś móc je odwiedzić. Pozwólcie, że wspomogę się informacjami zaczerpniętymi z internetu. 

Babia Góra (inaczej też zwana Diablakiem) jest jednym z najwyższych i całkiem trudnych do zdobycia szczytem, należy do Korony Gór Polskich. Na pewno jedną z cech, przez którą można spotkać się właśnie z takimi opiniami, jest występująca tam, bardzo kapryśna pogoda. Z tego powodu góra nazywana też jest często Matką niepogód lub Kapryśnicą. Nie raz zdarzały się tam wypadki, zaginięcia, dlatego też przed wyprawą warto się odpowiednio przygotować. 

Oprócz tego sam szczyt związany jest z wieloma legendami, nierzadko mówi się również, że góra jest nawiedzona. Opowieści są różne: o rozbójnikach niegdyś tam panujących, o czarownicach, które spotykały się tam podczas sabatów, no i oczywiście o nieczystych mocach tam występujących, czartach i diabelskich postaciach. Długo można by było pisać, więc jeżeli chcecie poznać więcej szczegółów to odsyłam was do Górskiej Leśniczówki i do jednego z artykułów na Onecie.

Sami widzicie, że miejsce to gratka dla miłośników tajemnic, przygód. 

mama Anna

Ja, razem z moją wiedźmowatą rodziną również nie mogłam zostawić tego tak obojętnie. Moja żądza przygód ciągnęła mnie w to miejsce niemiłosiernie, mama rozgryzając moje intencje sama też zainteresowała się tematem, szczególnie gdy powie się jej "a wiesz, że ponoć sabaty się tam odbywały?". Babci oczywiście wszystko obojętnie, ale kto wie co tak naprawdę jej po głowie chodziło? Niby twardo stąpająca po ziemi, ale swoje tajemne tajemnice ma, które nie zdradza nigdy nikomu. Nasz dawny cel wycieczki bardzo szybko poszedł w zapomnienie, wszystkie jednogłośnie i bez sprzeciwu pozwoliłyśmy, aby Babia Góra stała się naszym gwoździem programu. Wystarczył tylko jeden mały impuls ;). 

babcia Teresa

Pierwszego dnia pobytu wybrałyśmy się na Diablaka. Plan był dosyć łatwy: idziemy ile możemy, babcię zostawiamy w schronisku na piwko, aby mogła wypocząć, a ja z mamą kontynuujemy podejście na szczyt. Ubrane w wygodne ciuchy, w porządnych butach (to jedynie stanowiło nasze "dobre przygotowanie"), z małymi plecakami wyruszyłyśmy z rana. 

Okazało się jednak, że odstawienie babci na piwo nie było takim łatwym zadaniem. Trzeba przyznać, że upartość mam odziedziczoną właśnie po niej, z resztą tak samo jak mama - jej córka. Jestem bardzo dumna z mojej Tereski, bo razem z nami weszła na sam szczyt, wspinając się po niekiedy naprawdę stromych szlakach (takimi z łańcuchami!). Jedyne co jej do szczęścia było potrzeba to solidny kij, którym mogła się podpierać. Jak to możliwe, że w takiej drobnej kobiecie drzemało tyle siły?

ja 😂

Trzeba jednak przyznać, że Kapryśnica w ten dzień była po naszej stronie. Pogodę miałyśmy fantastyczną, ani jednej chmury na niebie, słonecznie, ciepło (wysoka temperatura czasem przeszkadza w wędrowaniu, ale w tym przypadku było przyjemnie). Przez całą drogę nic się nie zmieniło, Baba okazała się być łaskawa dla trzech podróżniczek. 


Na szczycie trochę odsapnęłyśmy, zjadłyśmy po wafelku w rozpuszczonej czekoladzie. Podziwiałyśmy widoki oraz porobiłyśmy zdjęcia. Mamy jedno wspólne, gdzie jesteśmy trzy, ale powiem wam, że to chyba najmniej korzystne zdjęcie jakie mamy, więc pozwólcie, że odpuszczę wam ten widok 😃.


Szlak, widoki i sama góra jest przepiękna. Mimo wielu turystów oraz wędrowców jest zachowany porządek i czystość. Po jednej stronie rozpościera się widok polskich miasteczek, wsi, a po drugiej łańcuch słowackich gór. Podejście nie jest wcale złe, przez dłuższy czas idzie się w lesie co zapewnia cień, dalej czeka trochę więcej wspinaczki, ale skoro moja babcia niczym kozica górska potrafiła to przejść, to myślę, że nie jest tak źle. Na pewno dużym czynnikiem ułatwiającym wejście była pogoda, która dopisała 10/10. 


I właśnie w ten sposób panna, matka oraz starowina - trzy pokolenia wiedźmiej szajki, znalazły się na szczycie Babiej Góry. Dopiero ostatnio uświadomiłam sobie jak symboliczne znaczenie miała dla nas ta wyprawa. Oczywiście, do czczenia czarcich wymysłów jest nam bardzo daleko, trzeba jednak przyznać, że miejsce ma w sobie moc oraz energię. Jest tam pięknie, zabiera dech w piersiach, siadając na jednych z licznych kamieni/ruin, legendy stają się realne i namacalne. Rozbójników oraz upiorów brak, co pozwala na delektowanie się krajobrazami, a także wypoczynkiem po przebytym szlaku. Pamiętam, że wędrówka ta dała mi wiele satysfakcji. Babcia na następny dzień miała niesamowite zakwasy, powtarzała w kółko, że Baba ją pokonała, ale ja twierdzę wręcz odwrotnie. To ona została zdobyta, zapraszając nas piękną pogodą i przepiękną naturą, która ją otaczała. 


Jeżeli będziecie mieć okazję (i odwagę 😉) podejść na Diablaka to zróbcie to bez wahania. Nie zawiedziecie się! Nam tylko pozostaje zaplanować wyprawę na Łysą Górę (tam to dopiero będzie). 

Podzielcie się ze mną waszymi wyprawami w góry, waszymi wakacjami. Może byliście na Babiej Górze w te wakacje? Czy coś się tam zmieniło? 

Ja tym czasem idę coś obejrzeć, a może poczytać? Do następnego postu! 💛🌄


5 komentarzy:

  1. Raz byłem w górach i to świętokrzyskich. wyjazd można zaliczyć do udanych. Baski wypad w góry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie muszę wybrać się w te tereny i wejść na Babią Górę ;) Widoki przecudne, a i szlak bardzo przystępny. Nic tylko chodzić po górach i odpoczywać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie byłam w tych okolicach. Widoki piękne :) Z przyjemnością bym się tam wybrała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dawno nie byłam w tych okolicach, dziękuję za przypomnienie, jak tam ładnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna wyprawa, widoki z góry świetne - opłacało sę!

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu

Warto przeczytać